Zamkujemy po Folwarku Książęcym w Zamku Kliczków

Wjeżdżając do miejscowości Kliczków od strony Bolesławca, należy być czujnym, gdyż bardzo łatwo można przegapić zjazd w prawo (zaraz za zabudowaniami), prowadzący właśnie do rozległego kompleksu zamkowego. Zamek, park, cmentarz koni (miejsce unikalne na skalę światową. I mimo że z kilkudziesięciu nagrobków, na tę chwilę można podziwiać jedynie trzy, atmosfera tego miejsca szczególnie nocą jest przejmująca), folwark itp. zostały już wielokrotnie opisane w różnych przewodnikach, na stronach internetowych, blogach podróżników, a także miłośników historii i zamków. Dlatego przybliżę to tajemnicze miejsce pod kątem możliwości, jakie daje ono dzieciom i młodzieży, wybierającym się do Kliczkowa na ferie zimowe i wakacje, jak również pod kątem oczekiwań ich rodziców.

Trochę o samym Folwarku Książęcym.

Niby takie słowo „folwark” – większe gospodarstwo, dla niektórych trochę ładniejsza nazwa dla PGRów, często może kojarzyć się ze zwierzętami w oborach czy chlewikach, kurami, kaczkami, sianem, snopami słomy itd. (pomijając cały wątek orwellowskiego folwarku), ale też z pewnym luzem, słońcem… Takie „wsi spokojna, wsi wesoła”. I tak to tu wygląda!

Atmosfera jest sielankowa. Gdyby wyobrazić sobie prostokątny dziedziniec, to z trzech stron otoczony jest on zabudowaniami, a z czwartej domknięty wybiegiem dla wierzchowców. Z gospodarczych zabudowań pozostała jedynie stajnia, w której nadal mieszkają konie, rżące co jakiś czas, jak ktoś wypowie absurdalne zdanie lub tak zwyczajnie – bez okazji.

Coraz głośniejszy szum ciągniętych walizek jest sygnałem dla Ambasadora (kierownika), że dzieci i młodzież za chwilę przekroczą bramę wiodącą na górny dziedziniec. I rzeczywiście tak się dzieje. Czarodzieje pozostawiają za sobą zabudowania podzamcza: kasę biletową z punktem gastronomicznym, dawną salę gimnastyczną i niewielką glorietę (taki otwarty pawilon/taras z kolumnami), pod którą ustawiono plac zabaw dla najmłodszych, by po chwili wkroczyć na dziedziniec. Tutaj podłoże już trudniejsze do transportowania bagażu – kamyczki. To właśnie z punktu górnego dziedzińca można podziwiać Zamek Czocha na większości fotografii. Pradawne rzeźby, fontanny (z których już wkrótce mają wzbijać się ponownie wodne bicze), klomby roślin, posąg szermierza… Przechodząc to malownicze otoczenie stajemy przed wejściem na górny most, oświetlanym po zmroku przez dwie latarnie. To już jest ostatnia prosta do serca XIII-wiecznej twierdzy. W dwóch pozostałych skrzydłach mieszkają dzieci, młodzież, wychowawcy i kierownik. Jedno ze skrzydeł, oznaczone (zupełnie niemagicznie) literą A – mieści w sobie niewielką recepcję, restaurację oraz w podziemiach (piwnicy xD) pomieszczenie do gier i zabaw w małej grupie. W drugim skrzydle z kolei odnajdziemy klimatyczną salę (salkę) konferencyjną. Budynki A i B nie są ze sobą połączone.

Pokoje? Budynki zarówno na zewnątrz, jak i w środku zostały bardzo niedawno temu (kilka lat) odrestaurowane. Pokoje, wszystkie z łazienkami, rozmieszczone są na parterze (tutaj część pokoi dostosowana jest dla osób niepełnosprawnych), pierwszym i drugim piętrze. Jeśli chodzi o wielkość pokoi, to są to jedne z największych, w jakich mieszkamy w zamkach (i nawet z tzw. „dostawkami” nie może być mowy o żadnym ścisku czy braku komfortu).

Nie ma windy, ale kondygnacje nie są szczególnie wysokie. Korytarze i klatki schodowe są przestronne i jasne. Co ważne, opiekunowie mieszkają i w budynku A, i B, dlatego dzieciaki zawsze mają blisko, by zgłosić uwagę czy porozmawiać, zaczerpnąć wiedzy, co, gdzie i o której godzinie. A! Na korytarzach wywieszone są zegary ze wskazówkami (jako że, wiadomo, dzieci i młodzież mają bardzo ograniczony dostęp do telefonii, właściwie „smartfonii”).

Ale! Nic to wszystko, gdyż pokoje są do spania i utrzymywania osobistej higieny (o obu tych funkcjach trzeba dość często przypominać), a życie toczy się gdzieś indziej… Na wspomnianym dziedzińcu! Równolegle do budynku B, na dziedzińcu folwarku, stoi drewniana wiata. Tam (latem) jemy śniadania, obiady i kolacje (posiłki na świeżym powietrzu!). Tam też odbywają się warsztaty i imprezy. Zaraz obok wiaty jest miejsce na ognisko. Jego płomienie często oświetlają uśmiechniętych, śpiewających dziarsko tropicieli. Trawiasty skwer to arena dla walczących na bezpieczne, piankowe miecze. A jeszcze kawałeczek dalej – wspomniany wybieg dla koni, gdzie przez cały dzień ktoś zmaga się ze strachem, by zgrabnie utrzymywać się w siodle.

A co z Zamkiem? Wyprawiamy się do zamku często, regularnie i najczęściej na całe bloki zajęciowe (czyli między śniadaniem a obiadem lub obiadem a kolacją). Na zamkowych błoniach odbywają się finały starć poszczególnych grup w naszej planszowo-terenowej grze Szmaragdowy Diadem, a także rozgrywki sportowe w inne gry zespołowe. Podziemia zamku – kilka defiladowo ustawionych sal – to dobre miejsce na warsztaty, np. z kreślenia starożytnych run czy map. Tropiciele korzystają również z imponującej (jak na zamek) sali teatralnej, sali myśliwskiej, a główne imprezy odbywają się najczęściej w sali dworskiej (największa moim zdaniem sala spośród sal we wszystkich zamkach, które można dostrzec na naszej mapie). W specjalnie przygotowanym miejscu, również w zamkowym parku, odbywa się ćwiczenie umiejętności strzelania z łuku.

Otoczenie. Co czyni z folwarku takie miejsce, do którego dzieci wracają każdego roku? Las. Las? Tak, las właśnie. Drzewa blisko siebie. Nie ma na mapie Czterech Światów takiego miejsca, by las był za ogrodzeniem (no może jeszcze Pałac Rybokarty – ale to pałac). Tu warto wspomnieć, że cały teren jest ogrodzony, a przez całą noc po folwarku przechadza się pan ochroniarz.

Natomiast, wracając do tego legendarnego lasu, którego częścią, w formie rozległej polany, jest cmentarzysko koni. Tajemniczy szelest, śpiew ptaków, dzikie zwierzęta, półmrok, światło księżyca, podkradanie się pod przeciwnika, buu – łaa: to jest ekscytujące. Budujemy szałasy, rozgrywamy warsztaty „przewaga niedostrzeżonych”, czasem chodzimy oglądać gwiazdy, a innym razem organizujemy gry w stylu „capture the flag” (taka nowa nazwa starych podchodów). Czasem zdarzy nam się spotkać leśniczego, który chętnie opowiada o lesie i mieszkających w nim zwierzętach. Na całym kompleksie: od folwarku, przez las, po zamek odbywa się finałowa rozgrywka unikalnego epizodu fabularnego (to tytuł turnusu, np. latem 2023 to „Festiwal Książąt”). I właśnie ta impreza wieczorna, obok Uczty Tropiciela, jest zawsze najwyżej oceniana, pod kątem przygotowania i organizacji, a przede wszystkim atrakcyjności.

I JESZCZE TAK W SKRÓCIE

parking dla samochodów osobowych znajduje się bezpośrednio obok budynku B na folwarku, więc nie trzeba z daleka ciągnąć bagaży,

w pobliżu nie ma sklepu. Czasem zdarza się, że kierownik wyrazi zgodę na podróż do sklepu, ale ona trwa przynajmniej 90 minut (w obie strony), na co szkoda czasu. W restauracji są napoje i lody, ale w cenie restauracji,

zabezpieczamy wodę niegazowaną. Jeśli ktoś ma inne zwyczaje, powinien wziąć ze sobą to, co lubi. Ale! Wód smakowych, słodkich napojów nie zalecamy. Energetyki są zabronione.

Garść informacji z uwagi na porę roku.
LATO

Latem, poza kilkoma pokojami zajmowanymi przez pracowników zamku, jesteśmy na folwarku sami. Co z pewnością stanowi mocny argument, jeśli chodzi o komfort wypoczynku oraz długość imprez wieczornych (szczególnie dla starszych uczestników).

Uwaga, owady! Bliskość stajni i lasu skutkuje liczną obecnością owadów. W naszych apteczkach znajdują się środki zarówno przeciw komarom i kleszczom, jak i medykamenty, które stosuje się po ukąszeniach, niemniej można wyposażyć się dodatkowo we własne spraye odstraszające.

Konie? Jazda konna jest dostępna, jako zajęcia dodatkowo płatne.

Basen? Basen (małe oczko) jest w Zamku i czasem rzeczywiście z niego korzystamy. Ale raczej, raz na turnus, chodzimy na pływalnię do pobliskiej miejscowości.

Warto wziąć również stare buty, których nie będzie żal, gdy się zabłocą.

ZIMA

Zimą jest niewielu turystów mieszkających w folwarku poza nami.

Mamy sanki!

Na szczęście zimą właściwie owadów latających nie spotyka się.